Artykuły o rodzinie.

MATKA
(Fragmenty)
To ona – to matka – to ona-
To dla niej rozprasza świat mroki,
By niosła w swych dłoniach stulonych
Kaganek miłości i pokój –
O matko – ty bramy uchylasz
Bajecznych ogrodów marzenia,
Bym mógł tam powrócić na chwilę,
Gdy drogę zastąpią mi cienie.
To ona – to matka – to ona-
Przezorna, cierpliwa, ofiarna,
Troskliwym krzątaniem dba o nas,
Złe plewy odsiewa od ziarna.
O matko – ceniona tak mało
Gdy jesteś, gdy obok nas krążysz –
Czy naszą ślepotę, niedbałość
Wybaczyć przed nocą nam zdążysz?
To matka, to życia kołyska,
To miłość co nigdy nie kłamie.
Szczęśliwy, kto czuje jej bliskość,
Kto żyje w zasięgu jej ramion.
O matko – pogodo wśród burzy,
Puklerzu, co słabych osłaniasz –
Dopomóż nam w trudnej podróży,
Wybłagaj nam łaskę wytrwania.
Jadwiga Korczakowska

Majowe święto

Niedawno rozpoczęła się najpiękniejsza pora roku – wiosna. Piękna nie tylko dlatego, że wreszcie jest ciepło, można więc pozwolić sobie na dłuższe przebywanie na świeżym powietrzu i obserwować jak przyroda rozkwita radując oczy i serce. Ale piękna również dlatego, że z tą porą roku związane jest święto bliskie każdemu człowiekowi, gdyż dotyka ono rodziny, a przecież każdy z niej bierze swój początek. Tym świętem jest Dzień Matki.
Mama – pierwsze słowo wypowiedziane przez nas i powtarzane codziennie wiele razy w okresie dzieciństwa w chwilach, gdy czegoś potrzebowaliśmy. Z biegiem lat powtarzane może coraz rzadziej, aż do momentu, kiedy wypowiadając je sięgamy do przeszłości, do wspomnień, bo osoby, do której przynależy to szczególne określenie, nie ma już wśród nas. Słowo to niesie ze sobą cały ładunek pozytywnych skojarzeń: ciepła, tkliwości, bezpieczeństwa, radości i łączy się ściśle z najmilszymi chwilami naszego życia. A więc mama, to ta, która:
- zawsze jest w pobliżu i zaspokaja potrzeby dziecka zanim ono je wypowie - w spojrzeniu oczu, mimice twarzy, ruchach czy gestach, odczytuje potrzebę i stara się wyjść jej naprzeciw;
- nawet gdy jest zmęczona, uśmiecha się do dziecka rozjaśniając mu tym uśmiechem cały świat;
- nie mając czasu, jest w stanie oderwać się od swych obowiązków, by dziecku przeczytać bajeczkę, zagrać w chinczyka, uszyć nową sukienkę dla lali,...;
- choć bardzo senna, potrafi czuwać nad łóżkiem chorego dziecka całą noc nie wypominając tego nikomu;
- zraniona boleśnie, zapomina i wybacza wszelkie urazy zanim dziecko przeprosi;
- mając swoje zdanie i bogactwo doświadczeń życiowych, pozwala dziecku wędrować jego własną drogą życia;
- kochając bezgranicznie, nie zatrzymuje dziecka dla siebie lecz obdarowuje je wolnością.
Z pewnością większość mam posiada cechy opisane wyżej, gdyż wynikają one z instynktu macierzyńskiego wpisanego przez Stwórcę w psychikę każdej kobiety. Jednak współczesne zapędy liberalnych i feministycznych środowisk, dążą do tego, by wyrwać z psychiki kobiety to, co jest w niej najbardziej kobiece. Chcą uśpić instynkt macierzyński podsuwając w zamian wolność pojmowaną jako odrzucenie wszelkich wartości stanowiących fundament rozwoju człowieka. Wolność jawi się więc jako wyzwolenie spod jarzma tradycji, religii, rodziny, czyli tego wszystkiego, co kobiecie jest najbliższe. I w zmasowanym ataku medialnym, kobiety nierzadko dają posłuch złudnym obietnicom szczęścia i zaczynają wierzyć, że i one mogą i mają prawo do tzw. samorealizacji, czyli do sięgania po wysokie urzędy państwowe, do zarządzania firmami i zarabiania pieniędzy, do zdobywania złotych medali w „męskich” dyscyplinach sportowych, do uczestnictwa w ekspedycjach wojskowych jako czynni zawodowo żołnierze, itp. W świetle feministycznego pojęcia równości pomiędzy kobietą a mężczyzną – oczywiście, że mają do tego prawo. Ale w świetle pierwotnego powołania kobiety – jako odpowiedniej pomocy dla mężczyzny (por. Rdz.2, 18), należałoby się dokładniej i głębiej zastanowić, czy wybór jakiego kobiety dokonują nie koliduje z prawdziwym obrazem ich powołania. Bo jeśli koliduje – lepiej szybko wycofać się z obranej drogi, niż brnąć w labirynt niekończących się próżnych ambicji prowadzący do finiszu ze smutnym napisem: „przegrałam życie”.
Takiego finiszu z pewnością nie doświadczą kobiety, które w zaciszu własnych domów, z oddaniem i poświęceniem, każdego dnia wykonują zdawać by się mogło te same czynności związane z normalnym funkcjonowaniem rodziny. Takich kobiet, żon i matek liberalny świat nie zauważa, a jeśli już – to ukazuje je w negatywnym świetle ośmieszając i pomniejszając wartość ich mrówczej pracy. Tymczasem właśnie od tych zakochanych w swoim powołaniu kobiet, zależy jakość i kondycja naszych rodzin, naszego społeczeństwa i całego świata. Bo prawdziwa miłość jest cierpliwa i nie unosi się pychą.
*****************************************************

Kiedy się starasz zapomnieć
- pamięta,
kiedy nie możesz zasnąć
- czeka aż się obudzisz,
kiedy nie myślisz wracać
- wygląda ciebie
kiedy nie widzisz wyjścia
- każe otwierać wrota,
kiedy umierasz z głodu
- poleca nakrywać stoły,
kiedy się kulisz w łachmanie
- wybiera dla ciebie szatę,
gdy mówisz: wstanę i pójdę
- rusza naprzeciw,
gdy trzesz oczy jak suche kamienie
- płacze nad tobą,
kiedy nie śmiesz wyciągnąć ręki
- oplatają cię jego ramiona,
gdy twój brat wypomni, żeś odszedł
- odpowie, że właśnie wróciłeś.
Janusz Pasierb „Przypowieść o Ojcu.”

OJCOSTWO ODKRYWANE NA NOWO

Nie da się przecenić roli, jaką odgrywa ojciec w rodzinie i wpływu, jaki wywiera – świadomie bądź nieświadomie – na kształtowanie osobowości swoich dzieci. Zadania i wymagania jakie stawia przed mężczyzną fakt bycia ojcem można zawrzeć w dwóch wyrazach: miłość i odpowiedzialność, ze szczególnym naciskiem na odpowiedzialność. Każdy, kto zdaje sobie sprawę z rangi i znaczenia tych dwóch określeń wie, jak wiele kryją one w sobie wyrzeczeń, samodyscypliny, poświęcenia, rezygnacji z własnego ja dla dobra rodziny, wysiłku w przekazywaniu prawdziwych wartości i dążeniu do zapewnienia bezpiecznej i zdrowej atmosfery rodzinnego domu, w której mogłyby wzrastać dzieci. Wzrastać nie tylko w lata, siłę czy wiedzę, ale wzrastać w swoim człowieczeństwie, tzn. w odważnym podejmowaniu i sumiennym wypełnianiu zadań na świadomie i dobrowolnie wybranej drodze powołania.
Niestety, czasy, w których żyjemy, nie sprzyjają odpowiedzialnemu podejmowaniu roli ojca i wchodzeniu w tę rolę z miłością. Obecnie zaznacza się i to coraz silniej kryzys ojcostwa. Jest to na tyle zauważalne zjawisko, że już nie tylko organizacje kościelne zajmujące się rodziną biją na alarm, ale inne organizacje światowe wyrażają swoje zaniepokojenie i poszukują sposobów przywrócenia funkcji ojcostwa pierwotnego znaczenia. Powodów poważnego kryzysu ojcostwa jest wiele, do najważniejszych można zaliczyć:
1. Narodziny przemysłu.
Rodzący się pod koniec XVIII w. przemysł spowodował, że ojciec, który dotąd zajmował się zarobkowaniem we własnym warsztacie lub na roli, na wiele godzin każdego dnia opuszcza dom. Do tej pory w pracę w warsztacie i na roli włączeni byli wszyscy członkowie rodziny – każdy wg swoich możliwości. W ten sposób dzieci mogły być blisko ojca i czerpały z tej obecności wielkie korzyści dla rozwoju własnej osobowości. Praca ojca poza domem nie tylko pochłania w znacznym stopniu jego czas i energię, ale poprzez to dzieci (zwłaszcza syn), tracą naturalną możliwość nabywania własnej tożsamości przy boku ojca.
2. Rewolucje społeczne.
Wybuch rewolucji francuskiej miał nie tylko obalić monarchię, ale uderzał ideowo w wizję Boga jako Ojca, w rolę ojców Kościoła oraz ojców rodzin. Jednym z haseł głoszonych przez przywódcę rewolucji – Dantona było to iż „Dzieci należą nie do rodziców lecz do republiki”. W ten sposób rewolucja występowała przeciwko rodzinie chcąc zniweczyć dominującą w niej pozycję ojca.
Również rewolucja marksistowska w Rosji poprzez środki represji zmierzała do przejęcia funkcji wychowawczej nad dziećmi. Rolę ojców sprowadzono do osiągnięć produkcyjnych i do angażowania ich na rzecz głoszonej ideologii. To właśnie komunizm doprowadził do praktycznej nieobecności ojca w rodzinie. Dodatkowo zdegradował obraz ojca poprzez rozpowszechniony alkoholizm, którego skutki odczuwane są do dziś.
3. Rewolucja obyczajowa.
W roku 1968 nastąpił przełom w dziedzinie obyczajowości, którego inspiratorami były środowiska młodzieżowe krajów Europy Zachodniej i Ameryki. Młodzi sprzeciwili się wszelkim wartościom, obalili je i własnym stylem życia zamanifestowali nowy porządek świata. Bunt młodych zrodził się na bazie braku więzi rodzinnych, braku miłości w domach, w których rodzice zajęci zarabianiem i konsumowaniem zapomnieli o swoich zadaniach wobec rodziny. Agresja młodych skierowana więc była nie tylko przeciw zakłamaniu sytego, konsumpcyjnego społeczeństwa, ale przeciw rodzinie. Bronią ludzi młodych stała się muzyka, emblematem – skrzyżowana gitara z karabinem, a symbolem wolności - ucieczki z domów i tzw. wolna miłość w „grupowych małżeństwach”. Kultowy festiwal w Woodstock w 1969r. stał się kulminacyjnym punktem rewolucji obyczajowej. Festiwal ten stał się symbolem niedojrzałości rodzicielskiej ojców i buntu synów. Dziwić może fakt, że Polacy nie wyciągnęli z tego wniosków lecz powtarzają te same błędy godząc się na organizowanie latem koncertu pod tym samym hasłem: Woodstock.
Skutki degradacji ojcostwa są wielorakie, często bardzo bolesne, tragiczne i nie do naprawienia, chociaż czasem istnieje możliwość odniesienia się do innych mężczyzn (wujek, dziadek, ksiądz). Jednak podstawowym skutkiem niedojrzałego podejścia do ojcostwa jest brak identyfikacji, który zaburza proces nabywania poczucia własnej tożsamości przez dziecko. Wyraża się to m.in. brakiem samodzielności i zależnością od matki, lękiem przed światem, wycofaniem z życia społecznego, brakiem wewnętrznej autonomii i zdolności kochania. Człowiek poszukujący własnej tożsamości będzie postrzegał otaczający go świat jako wrogi, obcy i niebezpieczny. Dlatego będzie szukał dla siebie bezpieczeństwa w używkach, sektach, niewybrednym towarzystwie. Nieobecność ojca – fizyczna lub psychiczna – w procesie wychowania jest przyczyną także takich zjawisk jak homoseksualizm, przestępczość, prostytucja, czy nawet anoreksja.
Takie są smutne następstwa braku miłości i odpowiedzialności mężczyzn, którzy zostając ojcem nie podjęli tego ważnego i pięknego powołania. Ale tak przecież być nie musi. Każdy człowiek został obdarzony wolnością i zdolnością rozumowania, wyciągania wniosków z wydarzeń, które miały miejsce, planowania przyszłości, przewidywania. Zatem każdy mężczyzna poprzez stałą pracę nad własnym charakterem, samodyscyplinę oraz eliminowanie egoistycznych zakusów w kontaktach z innymi ludźmi może zostać odpowiedzialnym ojcem kochającym swoje powołanie. Wtedy to będzie spełniał rolę ojca w sposób właściwy. Objawiać się to będzie poprzez troskę o usuwanie z życia rodziny wszelkich zagrożeń, niebezpieczeństw i trudności. Kochający ojciec od początku będzie się włączał w proces wychowania, współdziałając z dzieckiem poprzez zabawę, będzie rozbudzał ciekawość, rozwijał zainteresowania, poszerzał horyzonty wyobraźni i myśli, będzie udzielał informacji o świecie, ludziach i życiu. To właśnie ojciec ma być łącznikiem pomiędzy zaciszem domu rodzinnego, a szerszym środowiskiem społecznym, czyli ma „wprowadzać” dziecko w to środowisko. To ojciec uczy dziecko panowania nad sobą, kontrolowania swoich odruchów i reakcji, znoszenia bólu i przykrości, uczy cierpliwości i męstwa. On uczy rezygnacji z korzyści teraźniejszych na rzecz przyszłych osiągnięć, ukazuje dziecku dalekosiężne plany życiowe, cele, które warto sobie stawiać i do których warto dążyć. Prawdziwie kochający ojciec stawia tamę nadmiernym i zbyt egoistycznym żądaniom dziecka i jego kaprysom, uczy rezygnacji, wyrzeczenia, ofiary, posłuszeństwa, sumienności w wypełnianiu zadań, żąda karności i dyscypliny, przestrzegania i poszanowania zasad i norm moralnych. Poprzez własny przykład uczy szacunku do innych ludzi i liczenia się z ich potrzebami, zaradzania im. Swoją osobowością przyczynia się do rozwoju moralnego dziecka poprzez formowanie jego sumienia. W końcu także, a może przede wszystkim kochający i odpowiedzialny ojciec własną postawą przybliża dziecku obraz Boga jako kochającego Ojca, który jest Miłością. A więc na rozwój religijny dziecka w sposób znaczący oddziaływuje postawa ojca. Do tego można jeszcze dodać, że dobry ojciec dużo i chętnie rozmawia z dziećmi, ogranicza im do minimum oglądanie telewizji i siedzenie przed komputerem, przedkłada szczęście swojej rodziny nad pracę zawodową ucząc tym samym, że prawdziwe szczęście nie leży w posiadaniu jak największej ilości drogich przedmiotów lecz w czystym sumieniu, rodzinnej solidarności, szczerej przyjaźni i ma swoje źródło w zaufaniu do Boga. A co taki dobry i kochający ojciec otrzyma w zamian za trud wychowania własnych dzieci? Otrzyma wdzięczność, poważanie, głęboki szacunek i wielką miłość swych dzieci, będzie mógł patrzeć na ich szczęście tu na ziemi i przez całą wieczność. Czy można marzyć o czymś więcej niż o wiecznym szczęściu tych, których się kocha? Czy dla takiej perspektywy nie warto zadać sobie trudu odpowiedzialnego pełnienia roli kochającego ojca?


Artykuł został opracowany w oparciu o publikację ks. M. Wolickiego „Rola matki i ojca w rodzinie” oraz magazyn „Głos dla życia” nr 4 i 5 z 2006r.

**********************************************

„Nikt się nie martwi, gdy ma dużo dzieci,
kiedy są piękne, dorodne i miłe
i gdy radością wzrok ich wszystkich świeci.
Lecz jeśli jedno z nich słabe i nie mówi słowa,
to się nim gardzi, strojąc głupie miny.
A bywa tak, że mała niemowa,
staje się szczęściem dla całej rodziny”.
Perrault „Mały paluszek”
Największy skarb
Tak już się utarło w potocznych rozmowach, że przyszłe mamy, na najczęściej stawiane im w tym okresie pytanie kto to będzie: syn czy córka, swoją odpowiedź zazwyczaj kończą stwierdzeniem: wszystko jedno, byleby było zdrowe. I nie jest to tylko odczepna odpowiedź na pytanie ciekawskich lub troskliwych bliższych czy dalszych znajomych. Stwierdzenie to niesie w sobie ładunek ogromnego pragnienia, życzenia, aby rozwój pod sercem matki nowego życia, przebiegał bez zakłóceń, czyli prawidłowo. Rodzice w oczekiwaniu na spotkanie z własnym dzieckiem, nie tylko szukają odpowiedniego – ich zdaniem najpiękniejszego – imienia dla potomka, ale też planują dla niego przyszłość według własnych wzorów i marzeń. Te marzenia w wielu przypadkach muszą być później wielokrotnie poddawane weryfikacji, bo skarb ich życia pragnie realizować własne człowieczeństwo według tego co Bóg zapisał w jego duszy, o ile zechce iść drogą własnego powołania.
Zdarza się jednak i tak, że to dziecko, na które rodzice czekają, z którym wiążą określone nadzieje, które ma być spełnieniem ich marzeń ..., przychodzi na świat obciążone jakąś niepełnosprawnością. O przeżyciach rodziców dowiadujących się o tym, że ich dziecko jest i będzie niepełnosprawne fizycznie lub umysłowo nie sposób pisać – oni sami mogliby godzinami opowiadać o przerażeniu, przygnębieniu, buncie na niesprawiedliwy los, poczuciu krzywdy i bezradności, które towarzyszyły im w tych dramatycznych chwilach. Do tego dochodzi ból wynikający ze zniweczonych nadziei i zaprzepaszczonych marzeń wiązanych z przyszłością ich dziecka. Od tej pory cała rodzina musi podporządkować rytm własnego spokojnego życia wymaganiom jakie stawia opieka i rozwój niepełnosprawnego dziecka. Na zwykłe obowiązki dnia codziennego, dodatkowo nakładają się jeszcze wizyty w specjalistycznych gabinetach, wyrażanie zgody na różnego rodzaju badania czy zabiegi, stosowanie się do zaleceń lekarzy, psychologów, terapeutów, itp. Zapewnienie opieki i zadbanie o jak najlepszy rozwój na miarę możliwości dziecka niepełnosprawnego pochłania wiele czasu i żywotnych energii rodziców, wymaga ogromnego poświęcenia oraz wielu wyrzeczeń. Ale w tym zabieganiu, często też zmęczeniu czy nawet zniechęceniu, rodzice nie mogą zapomnieć, że tym, czego ich dziecko najbardziej potrzebuje jest miłość. Jak każde dziecko, również i to słabsze czy mniej sprawne chce być kochane, chce doświadczać miłości nawet wtedy, gdy w swoich gestach czy zachowaniu nie jest w stanie miłości tej odwzajemnić. Rodzice więc muszą zdobyć się na heroizm pokochania tej małej istoty, takiej jaka ona jest. I chyba to w całym procesie pielęgnacji i wychowania dziecka niepełnosprawnego jest najtrudniejsze. Bo kochać to znaczy akceptować drugiego takim jaki on jest. Akceptacja nie oznacza tu zgody na niepełnosprawność własnego dziecka, ale oznacza zgodę na przyjęcie tego dziecka takiego jakim ono jest. W praktyce tak pojmowana miłość oznacza troskę o dobro dziecka i zapewnienie mu odpowiednich dla jego niepełnosprawności warunków rozwoju bez upartego dążenia do wyeliminowania za wszelką cenę cech niepełnosprawności.
A więc, czy rodzicom dziecka niepełnosprawnego pozostają tylko wyrzeczenia, poświęcenie, troska, niezrozumienie, osamotnienie, zmaganie się z nieczułym prawodawstwem, poczuciem winy, bezsiły, niespełnionej nadziei? Zdecydowanie nie! Dziecko niepełnosprawne poprzez swoją kruchość, słabość, zależność, porusza w tych, którym zostało powierzone, najbardziej tkliwe struny ich serca, sprawia, że na nowo porządkują oni dotychczasowy system wartości, wprowadza ich w nieznane im dotąd tajniki ludzkich możliwości, sięga po ich najgłębsze pokłady miłości bezinteresownej, wiedzie po drogach prawdziwego człowieczeństwa zanurzonego w służbę najbardziej bezbronnemu.
Pełne (na płaszczyźnie fizycznej, psychicznej i duchowej) przyjęcie pod swój dach i pokochanie dziecka niepełnosprawnego sprawia, że rodzice nie traktują go jako Bożego dopustu i nie pytają bez ustanku dlaczego nas to spotkało, lecz w cichości i pokorze codziennie podejmują swój krzyż czerpiąc z sobie wiadomego Źródła nie tylko siłę do jego dźwigania, ale i najczystszą formę radości płynącej z poniesionej ofiary. I tak jak mogliby oni godzinami opowiadać o swoich pierwszych negatywnych odczuciach po usłyszeniu porażającej diagnozy, tak też godzinami mogą opowiadać o radości, jaką daje im przebywanie z tą kruchą istotą, o przemianie ich życia, która dokonała się odkąd pojawiło się dziecko niepełnosprawne, o pogłębieniu wzajemnych relacji i więzi pomiędzy nimi. Ta radość, ponieważ jest wewnętrzna i prawdziwa, nie rzuca się w oczy jak rozświetlone neonami reklamy i nie wpada w ucho jak ogłoszenia z megafonów, jest więc dla osób postronnych nie tylko trudno zauważalna, ale nawet niewyobrażalna. Człowiek zabiegany wokół tego, aby „mieć” nie potrafi zrozumieć radości płynącej z poświęcenia i ofiary. Taką formę radości zrozumieć mogą tylko ludzie o wrażliwym sercu i bogatym wnętrzu.

OPRACOWAŁA
Anna Strącel

Do pobrania w Wordzie